Już na samym początku naszego safari spotkaliśmy słonia. Niestety chyba nie lubi paparazzich i schował się przed naszymi aparatami zanim zdążyliśmy je włączyć. Potem kolejne zwierzęta: pawiany, gazele, zebry, bawoły, żyrafy, dzikie świnki (znane z Króla Lwa - pumby). Niektóre zwierzęta przyglądały nam się i pewnie stwierdzały: kolejni ciekawscy; inne nie zwracały na nas uwagi oddając się codziennym czynnościom takim jak; jedzenie, leżenie... Można było zaobserwować troskę matki o dziecko, ochronę jego, chociaż nie zawsze się to udaje.
Złożyliśmy wizytę nad sadzawką, w której mieszkają furczące hipopotamy i krokodyle. Oczywiście, podeszłam jak najbliżej się dało. Przewodnik jednak ostudził mój zapał sprawdzenia jeszcze jednej sadzawki. Nie powstrzymała mnie jednak chęć wejścia na most wiszący - będący nad tą samą rzeką - ale troszeczkę dalej.
Naszym marzeniem było zobaczenie lwów, co zdarza się niezwykle rzadko. W naszym samochodzie można było usłyszeć szept: simba, simba. I simba się pokazała - a jakże i to od razu 5. Leżały, odpoczywając sobie w cieniu drzewa. Kiedy to już nasze oczy nacieszyły się widokiem tych majestatycznych kotów, zapragnęliśmy więcej. W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia...
Teraz chcieliśmy inne kotowate. I prawie już nam się udaje, ponieważ na jednym z drzew "wisi" gazela. To znak, że przedstawiciel drapieżników jest, gdzieś w pobliżu. Jednak postanawiamy nie czekać, tylko szukać dalej. I owszem. '
Po pewnym czasie mamy geparda, a raczej dwa. Jeden siedzi, drugi leży pod drzewem. Oczywiście aparaty i robimy zdjęcie. Nagle ten siedzący podnosi się i zaczyna się zbliżać do naszego samochodu. Czyżby przeszkadzało mu klikanie aparatów. A skąd... Po drugiej stronie drogi wypatrzył gazelę. Rozpędził się, po chwili dołączył jego towarzysz, i złapali jedną z nich. Pokaz natury na naszych oczach. Był to National Geographic na żywo.
Jedziemy dalej... Naszym oczom ukazuje się kolejny kolejny kotowaty, tym razem lampart. Również swa, ale jeden jest mało towarzyski... Sesja poobiednia więc znowu czas dla robiących fotki.Wracając spotykamy geparda, który zakończył swój obiad, ale pokazu ciąg dalszy, tym razem nieudany. Próbował upolować - coś podobnego do królika...
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na chwilkę w miejscu do tego przystosowanym... Trafiam na świstaki... i wbrew opinii, nie zawijały w te sreberka, ale tylko siedziały, za to kontrolując każdy mój ruch.
Oczywiście nie można zapomnieć o pięknych kolorowych ptakach. Parę zdjęć udało się zrobić, ale to nie oddaje tego podrywu do lotu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będziemy wdzięczni za Twój komentarz. Pamiętaj, że każdą myśl możesz wyrazić w sposób kulturalny, jeśli tylko tego zechcesz.