Dzień w Musomie to koszmar! Od rana jeździliśmy po niej załatwiając różne sprawy, tzn. ks. Wojtek załatwiał, ja sprawdzałam, ile stopni jestem w stanie wytrzymać. Chyba dużo skoro jeszcze jestem...
Jednym z punktów było zwiedzanie katedry i ogrodu różańcowego, gdzie był proboszczem przez prawie 4 lata. Widać ogrom pracy włożony w to miejsce...
A potem błogi czas w New Peninsula Hotel - z dobrym internetem :) W międzyczasie przepisałam test na grudniowe seminarium. Na koniec objazd po mieście, by odebrać zamówione rzeczy i powrót do Kiabakari.
W Kia zaś trwały przygotowania do mojego pożegnania. Dziękuję Aurelii za to. W podziękowaniu dostałam batik oraz strój afrykański (od sióstr).
Dziękuję za miłe przyjęcie mnie do swojego grona. Niesamowite przeżycie i doświadczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będziemy wdzięczni za Twój komentarz. Pamiętaj, że każdą myśl możesz wyrazić w sposób kulturalny, jeśli tylko tego zechcesz.