czwartek, 4 kwietnia 2013
Coś dla ciała...
Ostatnio trafiłam na dwie anegdoty o książkach. Pochodzą one z książki Macieja Pinkwarta i Zygmunta Pytlika Góralskie jaja: mała antologia humoru góralskiego wydanej w 1999 r. (pisownia oryginalna):
Idzie turysta przez góry i widzi bacę wiszącego na drzewie za jedną rękę. W drugiej trzyma książkę. Turysta zagaduje:
- Baco, powiadają, że potraficie czynić cuda?
Baca puszcza gałąź, przewraca ręką stronę w książce i odpowiada:
- A tam, nie słuchojcie, panie, byle cego... (s. 150)
Dziennikarz z gazety Podhalańskiej przeprowadza wywiad z gazdą.
- Gazdo, powiedzcie, jak wygląda wasz dzień pracy?
- Rano wyganiam babe z łózka, wyciagam flaszke i pije...
- Baco, ten wywiad będą czytać dzieci. zamiast flaszka mówcie książka.
- Dobra. rano wyganiam babe, wyciągam ksiązke i cytom. W połednie przychodzi Jędrzek ze swojom ksiązkom i razem cytomy jego ksiązke. Po połedniu idziemy do księgarni i kupujemy dwie ksiązki, które cytomy do wiecora. wiecorem idziemy do franka i cytomy jego rękopisy. (s. 43)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hanuś ! Pan Zygmunt Pytlik był przez kilka lat moim sąsiadem w Zakopanem. W moim księgozbiorze mam Jego autorstwa:"Tatry i Zakopane dla leniwych -przewrotnik turystyczny". Sympatyczny gość z fajeczką.
OdpowiedzUsuńP.S. Wkurza mnie ta autoryzacja!!!