wtorek, 5 listopada 2013

Dubaj - Kiabakari

Kiabakari
Jestem w Kiabakari!!! Nie mogę w to uwierzyć! Może mnie ktoś uszczypnąć? 
Może i wznosiłam się ponad chmury, ale zostałam uziemiona przez... baterię. Ale po kolei. 
widok z samolotu






Logo Emirates
Do cna wykorzystałam baterię siedząc na lotnisku w Dubaju i można byłoby podpiąć się do gniazdka, gdyby ładowarka nie została w walizce (której nie mogłam odebrać)... I tak czekałam sobie na na kolejny samolot, przysypiając od czasu do czasu, aż w końcu doczekałam się ogłoszenia lotu. Należało tylko znaleźć odpowiednie miejsce (C27), przejść odprawę paszportową i wsiadać do samolotu. Tym razem miałam miejsce przy oknie. Cudowne widoki, a oprócz tego widziałam też pracę skrzydła - niesamowite jak dla mnie. 


przed lotniskiem w Dar es Salaam
Biblioteka Narodowa Tanzanii
Ponad 5-godzinny lot zleciał szybko i tak jak poprzednio - jedzonko, kawka... I tak dolecieliśmy do Dar es Salaam (Miasto Pokoju). Po przylocie trzeba wypisać dokumenty, aby otrzymać wizę. Po wypełnieniu przekazuje się je razem z paszportem i 50 USD i czeka na swoją kolejkę... Tzn. aż krzykną nazwisko - w moim przypadku było: AnnMarie... od przylotu do otrzymania wizy - bagatela 2 godziny! Teraz tylko odprawa paszportowa, bagażowa i wychodzę przed lotnisko zalane słońcem. A tam czeka już na mnie ks. Wojciech... 
kolacja w hotelu
lotnisko w Dar es Salaam (środek)
Załatwienie jeszcze sprawy na mieście. Korki niesamowite... Żeby dostać się do hotelu trzeba mieć anielską cierpliwość... A gdy już w końcu tam docieramy to moje jedyne marzenie w tym momencie to kąpiel i jak miło, że jest wanna... A potem kolacja przy delikatnej bryzie od Oceanu Indyjskiego... Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba iść spać, bo pobudka przed 3, żeby zdążyć na godz. 6 na samolot do Mwanzy.
wschód słońca nad Dar
koniec lotów na ten tydzień
I kolejny lot - tym razem krótszy, bo tylko 1,5 godziny, znowu przy oknie - i nawet padać zaczęło - po chwili przeszło.
Profesjonalne przekazanie bagaży - przez okienko i wychodzimy na słońce, aby spotkać się z ks. Januszem, który zawozi nas na śniadanie i po odbiór samochodu. 
Widzę Cię!
Pić nam się chce!
Od Kiabakari dzieli nas już tylko 185 km , tzn, 3 godziny jazdy. Oczywiście, ks. Wojciech opowiada co gdzie jest, ale największa niespodzianka to niezliczone ilości zebr, antylop i bawołów w Parku Narodowym Serengeti, przy samej drodze... 
A teraz jestem w swoim pokoju, który przez najbliższy miesiąc będzie moim domem. Po rozpakowaniu i pysznym obiedzie, który był dziełem Aurelii. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będziemy wdzięczni za Twój komentarz. Pamiętaj, że każdą myśl możesz wyrazić w sposób kulturalny, jeśli tylko tego zechcesz.